Chociaż wiadomo, że II grupa (chłopców) jest najlepsza, pomoc potrzebna była na grupie I – u dziewczynek/kobiet. Zawsze po cichu podziwiałam Mery, że oddała serce tej grupie. We wtorek i ja to zrobiłam.
Stało się to za sprawą żinek, które musiały myć okna, więc nie miały czasu, żeby kąpać podopieczne. Razem z Tanią (ukraińską wolontariuszką) przejęłyśmy ich obowiązki. Dziewczynki kolejno rozbierały się i wchodziły pod prysznic. Większość się kładła w brodziku (pomyslałam, że może po to, żeby się nie poślizgnęły). Wiedząc jak cenny skarb został mi powierzony, starałam się wykonać zadanie z największą dokładnością i delikatnością. Nie będę opisywała procesu mycia, bo to chyba każdy z nas zna 😉 ale mam ochotę pisać o tej całej sytuacji, którą wydłużałam jak tylko mogłam i czyniłam ze sporym namaszczeniem, bo to spotkanie z każdą z dziewczynek z osobna było głęboko wzruszające i zbudowało między nami coś może nie wielkiego, ale zdecydowanie pięknego. Słowa to za mało, żeby opisać wygląd ich twarzy. Nieśmiało myślę sobie, że już nawet nie kąpiel sama w sobie sprawiała tyle przyjemności, co uwaga i czas im poświęcony. Osobiście czułam się zaszczycona i ogromnie wdzięczna, że mogę uczestniczyć w czymś tak osobistym. Warto przejechać te kilkadziesiąt kilometrów, żeby zobaczyć ich oczy. Niby rozumieją tak niewiele a jest w nich jakby mądrość całego świata. Cały dzień potem, dotykając głowy, jakby przeczesując swoją fryzurę „na jeża”, pytały mnie czy jutro jak przyjadę też je umyję. „Ale ty Sasza, ty mnie wykąpiesz, dobra?”. Nie miałam wyjścia i od rana również byłam na I grupie. I w czwartek też.
Aleczka ciągle się uśmiecha. To modelka. Ponieważ nie ma paluszków, tylko mięciutkie kopytka, trzeba ją ubrać ale tylko w piękne, kolorowe ubrania. Odwdzięcza się słonecznym uśmiechem i maszeruje jak na wybiegu. Nic tylko ją fotografować.
Szura to zwolenniczka zdrowego jedzenia. Kiedy widzi w misce coś, co jej się nei spodoba odmawia otwarcia buzi. Instynktownie wie co jest tłuste a co chude. Jutro poproszę ją o rozpisanie dla mnie diety – przyda się. 😉
Olga to szefowa. Mało mówi, ale palcem wskazującym rusza cały czas. Dyryguje orkiestrą grupy I i nikt nei odważy się sprzeciwić. Wskazuje osobę i miejsce, w którym ma się znaleźć, wszystko „prawie :p harmonijnie” układa się i żyje. Kiedy jest czas przerwy opieram o nią głowę i mówię, że chociu spać. Olga przyciska moją głowę jeszcze mocniej do swojego ramienia i głaszcze tak zamaszyście, że wiem, że jestem bezpieczna.
Nawet Tania, królowa rozrabiaków już pomyślała o tym, żeby mnie poklepać odrobinę za mocno, ale Ira od razu wstała u boku Olgi. Ira ma rozumiejące oczy. Kojarzy fakty i zachowania jakby były równaniem matematycznym. To z tamtym spowoduje to.
Tania duża jest z kolei strażniczką Lubci. Obie chociaż młode, jak babuszki siedzą wspólnie na ławce, na huśtawce, są obok siebie przy posiłkach. Towarzyszki na dobre i na złe. Cieszą się razem i razem płaczą. Nie mam pojęcia jak to u nich działa a obserwuję je kiedy tylko mogę. Przyuważyłam, że nawet nei muszą się kontaktować wzrokowo, po prostu patrzą w ten sam punkt i nagle reagują identycznie. Celujące porozumienie. Jedność do pozazdroszczenia. Współczuję każdemu, kto odważyłby się wciąć między te dwie przyjaciółki.
Lisa lubi trochę się podenerwować. Dodatkowo jest twardą kobietą. Mogłaby pracować na budowie, nawet gdyby spadła jej na głowę jakaś cegła, nie zrobiłoby to na niej wrażenia. Wczoraj nabiła sobie największego guza jakiego w życiu widziałam. Gdyby był wycelowany bardziej na środek czoła, z pewnością uwierzyłabym w jednorożce.
Alina to przytulas. Choć każdy tutaj lubi się przytulać ona jedna łapie mnie w pasie tak, że tracę całe powietrze. Myślę, że gdyby zorganizować zawody sumo, jej niewielki wzrost nie stanąłby na przeszkodzie zwycięstwu.
Przed powrotem na plebanię usiadł koło nas jakiś facet. Pyta jak dzieci. Bez większego namysłu odpowiedziałam, że tak sobie dumalam, że chyba mnie nie lubią. Reakcja była więcej niż błyskawiczna. Około 15 dziewczynek rzuciło mi się na szyję, nogi, brzuch, zrzuciły mnie z ławki na ziemię w ogromie przytulenia i cóż, zrobiły na mnie „kanapkę”. Chyba jednak mnie lubią.
Mogłabym pisać o każdej z kobietek, ale z nimi trzeba po prostu przebywać. Są indywidualnością, mają własne charaktery i własne światy. Jak tylko potrafię staram się wejść w ich postrzeganie rzeczywistości, z każdą chwilą ubolewam bardziej, że jestem zbyt niepełnosprawna, żeby dojrzeć to, co widzą one.
Na chwilę przed wyjściem podchodzi do mnie jeszcze jeden z pracowników ośrodka. Mówi, że ma ważną sprawę i że mogę mu pomóc. Przyklęka i mówi, że on jest sam, ja pewnie jestem sama (pozwolę sobie wtrącić jeszcze, że wcześniej pytał czy jestem z Polski i jak mam na imię – ot, cała nasza znajomość) no i że możemy być razem, przyjedziemy do Polski i weźmiemy ślub a potem się rozwiedziemy. Kto mnei zna, domyśli się mojej reakcji 😉
Kiedy wieczorem pochwaliłam się na plebani oświadczynami pomyślałam sobie, że ślub rozumiem, ale dlaczego od razu rozwód?! Jeszcze ani razu nie zdążyliśmy się pokłócić a tu już rozwód? 😉 Takie były natomiast głosy osób postronnych, dobiegające z kuchni: „Przynajmniej szczery!”, „Szybko się uwolnisz!”.
Sasza.